Najnowsze wpisy


gru 09 2002 Katar... kurwa!
Komentarze: 1

Jak sie byc moze co niektorzy domyslili po tytule notki- mam katar. No badziewie nie z tej ziemi, bo mam juz cala klawiature zachlapana. Musze brodzic, zeby sie do klawiszy dostac. No zesz kurwa! I jeszcze mam zagrozenie z biologi. Ja wiem, ze od tego sie nie umiera, ale ja sie nie mam gdzie wyprowadzic, a jak matka zobaczy ta kape to mi przeciez walizki spakuje! Szlag... Ogolnie nie jest dobrze, ale postanowilam sie nie przejmowac. Bo zawsze moze byc gorzej. I, tak porzadnie, uzmyslowilam sobie to dopiero wczoraj. Coz takiego waznego odbylo sie wczoraj? A no zabralo mnie pogotowie o godzinie ok 21.50. I nie chodzi o to, ze moglabym umrzec np czy cos, bo od wyrostka, ktrory zreszta wyrostkiem nie byl, sie nie umiera... chyba... Natomiast, kiedy przywiezli mnie na Izbe Przyjec niezwykle mila pielegniarka po okolo pol godzinie wreszcie raczyla sie mna zajac i kazala mi sie zsikac. No to sie zsikalam, a co. Mnie o takie rzeczy dwa razy prosic nie trzeba =) Nastepnie zostalam poproszona o odsloniecie reki lewej w celu pobrania krwi. No i tu by wlasnie byla kapa, bo pocieta reka wyglada bardzo malo zachecajaco =( Tak wiec robiac dyskretny unik rozebralam reke prawa. Mila pielegniarka chyba nawet nie zauwazyla... Kolejnym blogoslawienstwem bylo to, ze te testy moich sikow nie wykryly zadnego paskudztwa (ciazy np, albo cos...). A przeciez moglo byc gorzej! Przeciez mila pielegniarka mogla zauwazyc slady na rece, wezwac pogotowie rodzinne i wyslac mnie do domu dziecka. Albo moglo sie np okazac, ze no bardzo nam przykro, ale niestety wlasnie jest pani w ciazy. Nic sie takiego nie stalo! Co prawda przez moja zarabista chorobe Kot mi rzucil sluchawka, dzisiaj rano jak bylam na pogotowiu nie poszedl ze mna, potem zgubilam rekawiczke, a teraz siedze w domu, niemalze z premedytacja zawalajac poprawe z biologi i tonac w spikach. Pisze smsy, zeby sie dowiedziec co jest z Kotem, bo po tym jak odlozyl sluchawke, nie zadzwonil ponownie, zupelnie olewajac najukochansza osobe swojego zycia (podobno) i nie martwiac sie, czy bedzie ona szla do szkoly, czy moze jest jej tak zle, ze jednak posiedzi w domku w celu zrelaksowania sie. W zwiazku z zaistniala sytuacja kurwica mnie trafia. A jak sie za chwile nie odezwie to normalnie pojde i mu samochod zdemoluje! A jak sie dowiem jakichs pikantnych szczegolow zaistnialych podczas mojej nieobecnosci to mu urwe jego powod do dumy... a co =)

Jesli nie udusze sie moim katarem, albo w nim nie utone to jeszcze sie odezwe...

cielowe : :
gru 02 2002 Nienawidze
Komentarze: 2

Nienawidze tych wszystkich ludzi dookola. Wszyscy wiedza, a ja dowiaduje sie ostatnia. Czuje jak sie oddala. Mozliwe, ze przesadzam, ale nienawidze jak ktos mi robi na zlosc. Slownie- N I E N A W I D Z E !!! A teraz wlasnie tak jest, w zwiazku z czym moge smialo przyznac, ze nie jestem zbyt pozytywnie nastawiona do swiata. I niestety vice versa. Ale do tego to sie juz powinnam przyzwyczaic... Dlaczego sie musi wszystko pieprzyc w jednym momencie? No dlaczego?

Chyba odkrylam czemu moje notki mi nie pasuja- sa calkowicie chaotyczne. A chuj tam. I tak czuje sie jakbym nie miala juz dla kogo pisac tego wszystkiego. Kot, teraz specjalne bonusowe pytanie do ciebie, ktorego nie przeczytasz- DLACZEGO? Dobranoc

cielowe : :
gru 01 2002 Glupi dzien
Komentarze: 0

Nie lubie dni, jak ten. No istnie nie cierpie. To jest dzien z serii tych, ktore potwierdzaja prawo Murphy'ego- co sie moze spieprzyc, spieprzy sie na pewno. I to sie ma do wszystkiego, czego sie dzisiaj tknelam. Nawet Kota. Jestesmy popierdoleni. A jednak... Tylko sie wlasnie zastanawiam czy to jest dobrze... W tym stopniu, to zaczyna byc niebezpieczne... Sama juz nie wiem, czy to nasza wina, czy tej osoby, ktora laczy wszystkie przypadki. Uch... I jeszcze moja skrzynka. No normalnie nie wiem co ci  zrobie! Chce haslo. Przestalo mnie bawic robienie z siebie hakera. Nudne!

A wiesz co boli tak bardzo, bardzo? Te 10 minut. 10 najwstretniejszych minut, jakie moglyby sie zdarzyc. 10 minut w ciagu ktorych nie bylibysmy ze soba. Mnie by to nawet przez mysl nie przemknelo. Zwyzywac, wyrzucic... nie potrafie sobie tego wyobrazic. I nie wiem czy to chodzi o nerwowy rocznik. Bo ja jestem ten sam rocznik co ty. A wiec jednak nie 'bardziej'... =(

cielowe : :
lis 27 2002 Bardzo osobiste
Komentarze: 0

Przedstawiam tu dzisiaj moje nedzne wypociny pisane pod wplywem impuslu. Sa zbyt liryczne (albo wlasnie za malo?), zbyt chaotyczne, zbyt badziewne... i dlugo by tak jeszcze wymieniac. Ale tym samym udowadniam sobie, ze potrafie pokazac swiatu cos, co napisalam. Zreszta w internecie jest to calkiem latwe =) I obiecuje sobie, ze sie nie przejme tym, jesli ktos mnie bardzo skrytykuje (o ile w ogole ktokolwiek to przeczyta), bo doskonale wiem, ze musze sie jeszcze wiele nauczyc, blebleble... dobra, koniec wprowadzenia i przedstawienia mojego podejscia. Teraz to, co chcialam napisac. I tak, to jest skierowane do konkretnej osoby, ktora doskonale o tym wie (albo dopiero sie dowie). Ekhhmm...

 

Wyszeptales mi siebie, dusze podales na dloni.

Robiac to samo- obnazylam mnie.

Lecz ty dlonie cofnales i szeptac przestales.

A ja zostalam naga na pustym chodniku samotnosci...

 

I jeszcze jedne wypociny (bo talent i kurwica bardzo mnie dzisiaj meczyly):

 

Zebys znow mial mnie cala

musisz zamknac male smutki na klucz troskliwosci.

Zebym znow sie rozesmiala

watpliwosci moje utop w zdecydowaniu swojego serca.

Zebym Cie przytulila

Ty pierwszy otul usciskiem.

Zebym kochala

nie musisz nic robic,

Ale co zrobisz, zebym ci znowu zaufala?

 

Kot... wbrew pozorom to rozumiem. Przemyslalam sobie to wszystko i doszlam do wniosku, ze na twoim miejscu bralabym taka mozliwosc pod uwage. Ale pamietasz o szafce? Tam bylo wszystko, bez wyjatku. Bez segregacji na to, co moze ci sprawic przykorsc, a co cie nawet nie obejdzie. I wlasnie o to mam zal. Ze nie pokazujesz calosci. I wierz mi- nie jestes niedoceniony. Ale zal i tak do ciebie mam.

 

cielowe : :
lis 24 2002 Mam dosc
Komentarze: 2

Zna ktos jakis dobry sposob na odreagowanie stresow? Bo wlasnie mam ich mnostwo i chetnie skorzystam... =(

Wszystko mi sie zaczyna powolutku, krok po kroczku walic. Komplikuje mi sie coraz bardziej, tak ze nie wiem jak sie z tego wyplatac... Dusze sie. I juz nawet nie mam sily sie kurczowo zlapac brzytwy. Mam ochote rzucic wszystko w cholere. Po kiego swiat jest taki badziewny??? Sprawdza sie jedno z praw Murphy'ego- co sie moze spieprzyc, spieprzy sie na pewno. Ale nie chce tym obarczac Kota. Sama sobie poradze. Jakie beda skutki, to sie okaze. Ale przynajmniej bede miala czyste sumienie, ze go takimi pierdolami nie zajmuje. Ze sie usamodzielniam. Przynajmniej w tak malym stopniu. Ze znajduje swoje miejsce. (...) Gowno! Jakie miejsce?! Miejsce gdzie zawsze bede mogla wrocic? I co mi to da? Bo na pewno nie spokoj! Na pewno nie wtedy, kiedy mnie ktos skrzywdzi. Przeciez nie bede umiala zyc bez 'kogos'. Kogos, kto mi zastapi swiat. Kogos kto poglaska po glowce i powie, ze jestem glupiutka, jesli martwie. Kogos, kto niekoniecznie zrozumie, ale przynajmniej bedzie dla mnie. Kto nigdy mnie nie skrzywdzi. Nie oklamie. Nie wykorzysta.

 

Alez ja bredze. I gdzie ja taka osobe znajde? Jesli jest ktos taki, to pewnie gej. Nie zebym miala cos przeciwko, ale uczucia sie milo wspomina, jesli sa odwzajemnione. Nie chce Go krzywdzic. Jest kims cudownym i nie zasluzyl na to. Nawet jesli sklamal. I nawet jesli chcialabym sie wyzyc. Nie zasluzyl. Albo po prostu nie potrafie skrzywdzic kogos, kogo kocham. No i caly wywod jest o dupe rozbic, bo znowu doszlam do tego, ze jestem za miekka. Jest pieknie. Pozdrawiam wszystkich, ktorzy nie czytaja moich bzdur- o ile latwiej sie wam zyje! Koncze sesje, bo obiektywnie stwierdzam, ze i tak do niczego nie dojde. Zegnam

cielowe : :